poniedziałek, 29 lipca 2013

Poszłyśmy z torbami! oraz dumania pseudoparahipofeministyczne :)

Wraz z DC udałyśmy się dziś do sklepu o nazwie Jo-Ann Fabrics czyli, jak to my mówimy, do Joanny.
No i poszłyśmy z torbami! A raczej z plecakami i z jedną torbą, taką oto:



Kosztowała jedyne 99 centów plus podatek. Taka optymistyczna amerykańska pani domu sprzed lat nie wiadomo ilu! Z dumą nosi wdzięczny fartuszek, który zapewne sama sporządziła (w tle wszak lśni nowością maszyna do szycia).
Tak sobie pomyślałam: Hmmm, co by na to rzekły feministki? Na ten fartuszek i w ogóle... A potem zaczęłam się zastanawiać: Hmmm, choć ze mnie nie żadna feministka, czy byłabym w stanie taką osobę polubić? Przecież ona na pewno w życiu nie przypaliła pieczeni wieprzowej, ani żadnej innej. Nie opadł jej też nigdy placek drożdżowy, a biszkopt z truskawkami zdobył nagrodę na festiwalu parafialnym. Zapewne spod tej maszyny wychodzą jej wyłącznie szwy prościusieńkie jak autostrada w Nevadzie! Mąż ma koszulki do pracki zawsze odprasowane, a dzieci (jest ich zapewne trójka, wszystkie dobrze wychowane) nigdy nie mają brudnych pazurów i nie ryczą godzinami bez powodu.
Kran w kuchni nie cieknie, chwastów w ogródku brak, w kibelku dyskretny aromat fiołków i blask porcelany....Popatrzcie też no tylko na ten obłędny obwód w pasie!!! Nie fair.
No ale z drugiej strony, czy to ładnie sądzić ludzi, nawet takich namalowanych, po wyglądzie? W końcu i ja nie chcę, żeby ktoś mnie oceniał po wyglądzie mej osoby czy po stanie kuchni, prawda?
A w ogóle, to może szyła i szyła ten fartuszek całymi godzinami, pruła, poprawiała, i nareszcie teraz się biedaczce udało? Przecież to babka, taka jak my wszystkie. O, jak bardzo czasem człowiekowi trzeba babskiego towarzystwa, jakiejś koleżanki/siostry/kuzynki/sąsiadki...! Dlaczego miałabym jej nie lubić?  
Przecież ja też, choc w pasie mam więcej centymetrów, też się cieszę, gdy skończę moze nie tyle fartuszek, ale, na ten przykład, sweterek!
Może niedawno pękła jej w piwnicy rura i po całym sprzątaniu stary fartuch był do wywalenia albo do pocięcia na szmaty? Teraz założyła nawet koraliki!
Może to dobrze mieć na dziobie taki optymistyczny wyszczerz czasami?
A może zasuwa cały dzień w biurze, w szkole albo w szpitalu, a potem jeszcze dba o męża , dzieci, dom oraz psa i kota?
Może to taka wersja dzielnej niewiasty, tej, która sobie i innym sporządza okrycia i tak dalej?

                                                                     ********************

Tak czy owak, wraz z naszymi torbami (wypełnionymi włóczką i materiałami) doszłyśmy do domku.




Z tych materiałów będzie piórnik! A z włóczki sweterek i wyjściowy, kościołowy szal.

A tu, a to heca, mapa Ameryki na materiale!
Zrobi się dekorację ścienną do wpinania szpilek z odwiedzonymi miejscami. I, dla Małego Krasnoludka, do nauki stolic stanów.

  


Tak apropos kobitek, dziewczyn, babek i facetek - babeczki czekoladowe! Przepis znaleziony tutaj i zmodyfikowany. Jest to przepis na tort czekoladowy, porcja na dwie małe tortownice, ale ja zrobiłam babeczki.  Dobre!!  Z podwójnej porcji ( przepis poniżej dotyczy porcji POJEDYNCZEJ) wyszły mi 24 babki i mała tortownica ciasta.

W dużej misce nalezy zmieszać:

1 3/4 szklanki mąki pszennej, najlepiej tortowej
1 kopiastą szklankę cukru ( oryginalny przepis opiewa na DWIE szklanki)
1 łyżeczę sody oczyszczonej
1 łyżeczkę proszku do pieczenia
   szczyptę soli
3/4 szklanki ciemnego kakao
  cukier waniliowy ( w Ameryce nie ma, więc używa się płynnej wanilii)


W drugiej misce mieszamy:

1 szklankę maślanki (niezbyt kwaśny kefir będzie OK, nie miałam, dałam mleko z łyżką stołową octu)
1/2 szklanki oleju (nie mialam, dałam roztopione i ostudzone masło, 1 kostkę)
2 jajka

Składniki suche stopniowo miksujemy z mokrymi, i na koniec, niespodzianka, dolewamy niepełną szklankę mocnej ale trochę ostudzonej, kawy. Naprawdę! Ciasto zrobi się rzadkie, ale tak ma być.

Ciasto wlewamy do wysmarowanej masłem i posypanej tarta bułeczką  dużej tortownicy( lub dwóch małych) i pieczemy w piecyku nagrzanym uprzednio do 180 st C piecyku przez jakieś 40 - 45 minut, tyle, ile trzeba aby patyczek testowy nie był oklajstrowany surowizną. Zapewne przy dużej tortownicy potrzeba będzie trochę więcej czasu.

Ja upiekłam babeczki w foremce do mufinek, wyłożonej papierowymi kubeczkami do pieczenia. Trzymałam w piecu ok 20 minut.

Pani podaje przepis na krem maślany z kawą, zapewne pyszny, ale ja zrobiłam polewę w taki oto sposób:

3/4 szklanki kawałeczków ciemnej czekolady oraz
1/4 szklanki śmietanki do kawy

podgrzewamy na łaźni wodnej aż powstanie gęsta mazia :)

W tejże zanurzamy nasze babki, głową oczywiście w dół. Albo smarujemy je jakims pędzlem lub łyżką. Wynosimy babki w chłodne miejsce, aż polewa stężeje, albo pożeramy na pniu, brudzac dzioby i pazury! Te poniżej nie mają jeszce polewy. I naprawdę są takie czarne, to chyba kwestia tutejszego kakao. Ale zaraz, chwileczkę sekundeczkę, polewa już jest, i jeszcze troche posiekanych i uprażonych orzechów laskowych!






4 komentarze:

  1. Szkoda,że mnie tam nie było,bo chętnie upaćkała bym sobie paluchy i zrobiła czekoladowe wąsy.Mniam.
    Babcia Z.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nooo, czekoladowej mazi jeszcze zostało, można się paćkać po same uszy, łahahaha!

    OdpowiedzUsuń